wtorek, 11 stycznia 2011

Wszyscy wierzą!

Przeglądając internet często można napotkać wiele sporów światopoglądowych i religijnych. Na niejednym portalu kłócą się wierzący i niewierzący. Prześcigają się w przekonywaniu do swoich racji - przedstawiają dowody naukowe, wywody teologiczne, świadectwa znajomych i własne doświadczenia. Zaczęło mnie zastanawiać skąd takie dyskusje i spory. Efektami moich przemyśleń jak zwykle (choć już dawno nie pisałem), chciałbym się z wami podzielić.

Zacznę od tego, że tak naprawdę wszyscy ludzie są wierzący! Tak! Wynika to z prostej logiki. Jeżeli ktoś utrzymuje, że nie wierzy w istnienie Boga, to z logicznego punktu widzenia (zaprzeczając obie strony zdania), wierzy, że Bóg nie istnieje. Tak więc możemy wyróżnić dwa typy ludzi: tych co wierzą, że Bóg istnieje i tych, co wierzą, że Bóg nie istnieje (są tacy, którzy o Bogu nie słyszeli, ale oni raczej nie używają internetu:)).

Kiedy doszedłem do powyższego wniosku, zaczęło mnie zastanawiać, czym charakteryzują się te dwie wiary i która jest trudniejsza. Oto krótkie podsumowanie moich myśli:

Wiara w istnienie Boga 
  • nadaje przede wszystkim życiu sens
  • daje odpowiedź na pytanie: Kim jestem? Skąd pochodzę? Dokąd zmierzam?
  • uczy miłości, radości, pokory
  • daje nadzieję i pokój serca
  • jest darem od samego Boga
  • jeśli okaże się że Bóg istnieje, zbawia!
    • wymaga poświęceń: czasu, energii
    • wymaga przyjęcia Bożych przykazań
    • wymaga ustawiania niewidzialnego Boga ponad widzialne dobra materialne
    • wymaga uznania swojej grzeszności
    • wymaga zaufania komuś, kogo nikt nie widział
    • naraża na wyśmianie i odrzucenie

      Wiara w nieistnienie Boga
      • daje mnóstwo wolnego czasu zaoszczędzonego na praktykach religijnych
      • daje poczucie wyższości intelektualnej nad wierzącymi
        • nie wymaga niczego!  

            Z jednej strony jak się popatrzy na moje skromne porównanie, to wiara w nieistnienie Boga jest dużo łatwiejsza, bo nic nie wymaga. Nie wnosi ona także nic cennego do naszego życia. Natomiast wiara w Boga jest bardzo wymagająca, trzeba naprawdę wiele poświęcenia i wydaje się duuuużo trudniejsza. Z drugiej jednak strony przy tak cudownym otaczającym nas świecie, tak niezmierzonym i nieogarnionym przez człowieka wszechświecie, namacalnym działaniem Ducha Świętego i wielu innych symptomach obecności Bożej, dla mnie osobiście wiara w nieistnienie Boga jest bardzo, ale to bardzo trudna.

            Dochodzę teraz do sedna sprawy (jak zwykle to u mnie była - pod sam koniec). Mianowicie, Ci którzy wierzą w Boga, z racji wyżej wypisanych "korzyści" (a lepiej - łask), mają do czego tych "inaczej wierzących" namawiać, zachęcać i przekonywać, że ta ich wiara jest słuszna, że Bóg istnieje. Zresztą jest to ich obowiązkiem i jakby dopełnieniem wiary - Księga Objawienia Św. Jana mówi o zbawionych: "zwyciężyli Krwią Baranka i dzięki Słowu swojego świadectwa"!

            Jednak jest to dla mnie wysoce nie zrozumiałe do czego chcą przekonać wierzący w nieistnienie Boga. Przeważnie to oni prowokuję w internecie różne dyskusje, które nieraz przeradzają się się w kłótnie, a często nawet doprowadzają do chamstwa i wyzwisk. (i tutaj wina jest często podzielona i niestety Ci wierzący w Boga nie dają dobrego "świadectwa", a ich wpisy są niedojrzałe i nie często mijają się z prawdą o wierze w Boga), ale naprawdę nie rozumiem co chcą osiągnąć. Czasami mam wrażenie, że osoby obnoszące się ze swoim ateizmem szukają "kolegów", którzy powiedzą: "Tak! Ja myślę tak jak ty - nie jesteś sam"! Czyli szukają wspólnoty! I są już takie patologie, że powstają kościoły ateistów. Tylko po co? Po co obwieszczać całemu światu że życie jest bez sensu, że człowiek nie ma godności, że jesteśmy tylko zlepkiem komórek powstałym wskutek kierowanej przypadkiem ewolucji. Po co zaśmiecać internet dowodami na nieistnienie Boga. To zabiera jedną z korzyści - tracą na to wiele czasu.

            Jak się głębiej zastanowię to wydaje mi się, że Ci ludzie nadal, po prostu, szukają tego Boga, że On jest im potrzebny, czekają, aż ktoś go może jednak przekona. Wołając: "Nie ma Boga!!!", tak naprawdę woła: "Chciałbym znaleźć Boga!". Dla mnie jest to jedyne wytłumaczenie takiego zachowania wierzących w to, że Boga nie ma.

            Wierzącym w Boga zostaje się za takich modlić, aby zmienili wiarę i starać się dać im świadectwo i to niekoniecznie "flamem" na forach i portalach internetowych, ale własnym życiem i słowem - dobrym Słowem!

            niedziela, 12 września 2010

            Poradnik Miłosny Stefana

            Coraz więcej małżeństw się rozpada! Statystyki nie kłamią. Psychoanalitycy mówią, że problem jest z mentalnością. Inni w tym, że kobiety coraz bardziej się emancypują. Seksuolodzy twierdzą, że problem tkwi w łóżku i nie chodzi tutaj o dobór materaca, ale jak mówią, że małżonkowie nie umieją się ze sobą w nim zgrać. Stefan uważa inaczej! Ludzie niestety zapomnieli o tym, czym jest miłość i to jest główna przyczyna tego, dlaczego sobie z nią nie radzą.


            Podam prosty przykład z życia wzięty. Mama przychodzi z pracy do domu i widzi swoje dziecko jak grzebie w apteczce. Zauważa też na podłodze puste opakowania po lekach. Pyta dziecko: "Co ty robisz?". Ono odpowiada: "Mamo patrz, znalazłem twoją skrytke z cukierkami, ale niektóre są niedobre!". Dziecko wylądowało w szpitalu. Pewnie się zastanawiasz co ten Stefan zaś wymyślił, ale już wyjaśniam o co mi chodzi. Ten przykład świetnie ilustruje jak można zrobić sobie krzywdę, kiedy nie zdajemy sobie sprawy z czym mamy doczynienia lub kiedy mamy o czymś mylne pojęcie, jak to dziecko. Wielu ludzi niestety ma tak z miłością, przez co ranią siebie, ale też i innych.

            Przechodzę do sedna sprawy. Śmiało mogę powiedzieć, że 97% ludzi (których kiedykolwiek o to pytałem, a pytałem wielu) uważa, że miłość to uczucie. Skąd się bierze przeświadczenie, że miłość to uczucie, emocja? Wystarczy włączyć telewizor. "M jak miłość", "Miłość nad rozlewiskiem", "Na Wspólnej", "Szansa na sukces", etc. Którego z tych seriali byśmy nie włączyli usłyszymy: "Czujesz coś do niego", "Ja już nic chyba do niego nie czuje", "Myśle, że nasze uczucie wygasło, musimy się rozstać". 

            Czuć to się można po 1,5 gry w siatkówkę albo po przebiegnięciu 20 km w pełnym słońcu. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby "uczucie" jakim nas darzy Bóg wygasło. Na szczęście, te 97% jest w błędzie i miłość to nie jest uczucie! Uczucia i emocje, są przejściowe. Przejściowo się na kogoś złościmy. Przejściowo jesteśmy radośni. Przejściowo się smucimy. Ból także zanika. Nagle przychodzą, spowodowane przez jakieś wydarzenie, a potem samoistnie przechodzą. Gdyby miłość była przejściowa, to po co w ogóle się żenić, bo przecież ślubujemy, że będziemy kochać w przez cały czas.  Skoro jesteśmy już przy ślubowaniu, to logicznym jest, że skoro przyrzekamy, że coś będziemy robić, to w takim razie będzie to od nas zależało (czy będziemy to robić, czy nie). Bo przecież jak mielibyśmy obiecać coś, co od nas nie zależy, bo uczucia i emocje (właściwie to jest to samo) są sterowane głównie przez hormony, których nie kontrolujemy. I tutaj pewnie większość z was myśli sobie: "Skoro to nie uczucie, to co to jest miłość!".

            Kiedyś w dosyć niewyjaśnionych okolicznościach urodził się pewien człowiek, który powiedział: "Nie ma większej miłości nad tą, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół". W tym zdaniu kryje się odpowiedź na nasze pytanie. Mianowicie miłość to oddawanie swojego życia innym i nie chodzi tutaj o dosłownie o śmierć za innych, ale o codzienne dawanie cząstki siebie innym. Niektórzy rozróżniają miłość. Istnieje miłość eros - miłość małżonków, filia - miłość braterska, agape - doskonała miłość Boga do człowieka. Jednak, tak naprawdę, to jest wszystko to samo, bo małżonek daje swoje siły, aby pracować dla utrzymania rodziny, poświęca swój czas by porozmawiać z żoną, zatroszczy się o nią dając jej poczucie bezpieczeństwa. Kiedy pomagamy bliźniemu, to także poświęcamy swój czas, talenty, umiejętności i siły, czyli dajemy mu cząstkę siebie. Bóg kocha doskonale, bo oddał swojego jedynego Syna, za nas. Miłość całkowicie zależy od naszej woli i wymaga od nas decyzji. Miłość to postawa wobec drugiego człowieka, to gotowość, aby się dla drugiego spalać. Miłość to jak mówi Pismo Święte to "spełnianie uczynków". Miłość to czynienie drugiego szczęśliwym. Miłość jest bezinteresowna, nie domaga się odpowiedzi ani zapłaty. Miłości nie czuć - miłość widać!

            Teraz wielu pewnie powie: "No dobra, ale podszedłeś do tego trochę chyba zbyt racjonalnie, bo przecież tyle się słyszy o motylkach w brzuchu, burzy uczuć, romantyczności itd.". Już sprawę wyjaśniam. Te właśnie rzeczy są już związane typowo ze sferą uczuciową człowieka i towarzyszą takim uczuciom, często właśnie mylonym z miłością, jak zauroczenie, zakochanie, namiętność, pożądanie. Wielu mówi, że serce nie sługa i ma racje, bo to właśnie są uczucia i jak wcześniej wspomniałem są od nas niecałkiem zależne.Oczywiście można je w jakiś sposób pobudzać lub osłabiać, ale nigdy nie mamy nad nimi pełnej kontroli.

            Zauroczenie to piękne uczucie, które pojawia się kiedy spotkamy wyjątkowo uroczą (dla nas), osobę płci przeciwnej. Czujemy się w jej towarzystwie dobrze, choć trochę dziwnie, podoba nam się i jest to właśnie uczucie związane urokiem zewnętrznym. Zakochanie natomiast idzie już dalej, bo chcemy poznawać tą osobę, przebywać z nią, pisać wiersze, śpiewać serenady. Wszystko, co wtedy robimy ma trochę podtekst egoistyczny i więcej z tego bierzemy my (przyjemności i radości). To uczucie może trwać nieraz bardzo długo i to z obu stron. Często właśnie pod wpływem tego uczucia ludzie się pobierają, a gdy uczucie wygasa, rozwodzą.

            Związek trzeba oprzeć na czymś silniejszym niż uczucie, niż właśnie zakochanie czy pożądanie. Oczywiście wszystko zaczyna się od uczuć, od iskry, burzy hormonów, ale później trzeba zacząć budować relację i jeżeli nie oprzemy jej na Miłości, która jest codzienną decyzją oddawania życia drugiemu człowiekowi, wytrwania z nim na dobre i na złe, znoszenia jego słabości to, gdy uczucia wygasną, relacja się zawali. Trzeba też pamiętać, że miłość zawsze łączy się z cierpieniem.

            Kochać uczymy się całe życie, a najlepszym nauczycielem jest sam Bóg, który oddał za nas życie. Wpatrując się w Niego uczmy się kochać, czyli dawać siebie innym, a nie czuć!

            Zapraszam do dyskusji!

            sobota, 4 września 2010

            Wakacyjne Kwiatki Stefana

            Te wakacje spędziłem bardzo owocnie. W wielu miejscach byłem i wielu ludzi spotkałem. Zrodziło się kilka przemyśleń, którymi, jak zwykle, chciałbym się podzielić z całym internetowym światem.

            1-13 Lipca – Rekolekcje w Brennej Leśnicy
            - ”To co najtrudniejsze, wcale nie jest najgorsze!”- tak rzekłem po tym strasznie wyczerpującym czasie, ale jak się okazało i bardzo owocnym
            - ”Nie planuj! Bóg już zrobił za Ciebie. Ty mu tylko pozwól ten plan zrealizować” – po tym jak byłem przed rekolekcjami w beznadziejnej sytuacji na studiach i już się zastanawiałem jak pogodzić poprawki z wyjazdem do Brennej. W pewnym momencie powiedziałem sobie: „Synek łosow to Ponbóczkowi, a łon Ci to poukłado”. I tak się stało
            - „Szukajcie wpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam przydane” – odnosi się do powyższej sytuacji – tak bardzo chciałem jechać tam na te rekolekcje i Pan Bóg o tym wiedział, bo chciałem tam o Nim opowiadać i Nim się dzielić i też bliżej Niego być i udało się ! Nie wiem jak Ty, ale ja wierze, że to spełniają się właśnie te słowa i to nie pierwszy i ostatni raz w moim życiu!

            15-27 Lipca – Obóz Młodzieżowy w Hiszpanii
            „Chęć uczestnictwa w niedzielnej Mszy Świętej to powód do beatyfikacji” – taka myśl naszła mnie po tym jak próbowałem wytłumaczyć reszcie kadry (większość w wieku 50 lat) na obozie (na którym tez byłem wychowawcą), że mam potrzebę uczestnictwa w Mszy Św. w niedzielę, a kiedy się to okazało niemożliwe z racji całodniowej wycieczki i zacząłem szukać jak tu jednak na nią iść, choćby w sobotę. Oni stwierdzili, że mam się nie przejmować, bo przecież nie będę miał grzechu, ale nie potrafili zrozumieć, że ja nie chodzę do kościoła, żeby nie mieć grzechu. Wytknęli mi, że próbuję być świętszy od Papieża, a ja tylko chciałem iść w niedzielę do kościoła.
            „Przynajmniej 60% polaków to muzułmanie” – w przybliżeniu oczywiście, wyszło mi coś takiego po rozmowie z muzułmanką, która kiedyś była katoliczką. Lubię poznawać inne religie, więc zadawałem jej wiele trudnych i teologicznych pytań. Kiedy padło pytanie: „Żydzi czekają na Mesjasza, Chrześcijanie już go mają, a kto was zbawi ?” – zapadła cisza, a po chwili okazało się, że muzułmanie sami się zbawiają. Na Sądzie Ostatecznym, wg islamu, Bóg podlicza twoje dobre i złe uczynki. Jeżeli wyjdziesz na plus idziesz do nieba, a jak na minus to do piekła. Proste prawda!? Niestety ok. 70% polskich katolików myśli podobnie. Po szybkich obliczeniach, opierając się na danych statystycznych, wyszło mi, że Polskę zalał islam.



            6-13 Sierpnia – Tygodniowy pobyt w Międzybrodziu Żywieckim z rodziną
            „Na opryszczkowe zapalenie jamy ustnej nie bierze się antybiotyku” – dzięki pewnemu lekarzowi, moja choroba trwała 3 tygodnie, ponieważ antybiotyk ją wydłuża. Na szczęście są jeszcze lekarze, który coś ze studiów pamiętają i wiedzą, że antybiotyk trzeba odstawić! Jeśli nie wiesz czy lekarz na pewno postawił dobrą diagnozę, idź do innego i porównaj.

            17-20 Sierpnia – XVIII Piesza Pielgrzymka Wyry – Częstochowa
            „Boże działanie nie zawsze jest logiczne” – a czasami wręcz odwrotnie. Nasza pielgrzymka trwała 3 dni. Każdego dnia w drodze dużo śpiewaliśmy. Każdy dzień kosztował nas wiele sił i energii. Biorąc to na logikę, z każdym dniem wszyscy powinni być coraz bardziej zmęczeni, markotni i przez co mieć mniej ochoty na cokolwiek a tym bardziej na śpiewnie, klaskanie i pokazywanie. Tymczasem było dokładnie odwrotnie. Im bardziej wszyscy byli zmęczeni tym głośniej śpiewali, chętniej klaskali i byli bardziej radośni. Szczególnie widać to przy samym wejściu na Jasną Górę, gdzie większość wchodzi ostatkami sił, a to właśnie tam na ostatnich metrach odbywa się eksplozja radości, śpiewu i spontaniczności! Może to głupi przykład, ale dla mnie to idealnie ilustruje całą sytuacje. Moja teoria na to jest taka, że na pielgrzymce ludzie się przybliżają do Boga, a moim zdaniem Bóg nie kieruje się logika tylko miłością!

            Dlaczego?

            Dlaczego? Czemu Bóg na to pozwolił? Dlaczego Bóg zabił tyle ludzi!? Dlaczego.... Dlaczego... Wczoraj właśnie to pytanie obiegło Polskę. Wielu zadaje sobie to pytanie i prawie nikt w tej sytuacji nie może na nie odpowiedzieć.

            Tak naprawdę dokładnie wszystko wie tylko Bóg. Spróbuje jednak pokusić się o cząstkową odpowiedź na pytanie: "Dlaczego?".

            Nie wiemy jeszcze na pewno co było przyczyną katastrofy. Najprawdopodobniej był to błąd pilota zintegrowany ze złymi warunkami pogodowymi. Po prostu ludzki błąd, bo człowiek popełnia błędy i akurat wtedy tak się stało.
             I teraz ktoś powie: "Ale… dlaczego Bóg ich nie ustrzegł przed tym błędem ?". Jeżeli ktoś na bieżąco śledził informacje i doniesienia prasowe wie, że stacja kontroli lotów proponowała wybranie innego lotniska. Bóg działa przez innych ludzi. Pewnie wielu już słyszało o człowieku który, w trakcie powodzi siedział na dachu i modlił się: "Boże ratuj!". Wielu ludzi Bóg do niego posyłał na ratunek, jednak on nie chciał ich pomocy, aż w końcu powódź go pochłonęła. W niebie pytał Boga: "Dlaczego mnie nie uratowałeś?". Bóg powiedział: "Jak to nie ratowałem, przecież ludzie są moimi rękami, które wyciągam do innych!".

            "Dlaczego Bóg na to pozwolił, dlaczego nie było w tym momencie innej pogody?". Bóg nie jest aktorem sterującym kukiełkami. Bóg dał nam wolną wolę by wybierać. Nie chciał nagle przejąć kontroli nad samolotem, albo ściąć tego drzewa, bo to odebrałoby człowiekowi na chwile wolność a Bóg nigdy tego nie zrobi. Pilot chciał jeszcze raz lądować i to zrobił, jednak mu się to nie udało. Nie mogę i nie chce oceniać intencji pilota, czy naglił go czas, czy chciał udowodnić, że da rade, czy ktoś na niego naciskał, czy po prostu miał chwile słabości. Nie wykluczamy też jakieś awarii ale to już inna sprawa.

            "Dlaczego zginęło tylu ludzi?". Może to zabrzmi oschle i oczywiście, ale po prostu dlatego, że tylu ludzi mieści się w samolocie.

            "Dlaczego zginęło tylu znakomitych Polaków, kwiat polskiej ziemi?". A my nie jesteśmy znakomitymi polakami? My nie wyrośliśmy na polskiej ziemi? Dlaczego dzielimy polaków na lepszych i gorszych. Owszem byli to ludzie wyjątkowi (jak wszyscy), mądrzy, patrioci, politycy, ale nie są ludźmi lepszymi!

            Może znowu to zabrzmi bezdusznie, ale Księga Psalmów mówi, że jednakowo ginie prostak i bogaty, jednakowo mądry i głupiec i to jest pierwsza rzecz, nad którą ta tragedia każe nam się zastanowić.


            "Dlaczego zginęli tacy dobrzy ludzie?". Może dlatego, że Bóg nie chce śmierci grzesznika. Było tam wielu księży i to nie tylko katolickich, ale też prawosławny i protestancki ordynariusz (nie omieszkam o tym nie wspomnieć) i na pewno modlili się o to, by Bóg pozwolił im cało dolecieć na miejsce. Jakby nie patrzeć, Bóg spełnił ich prośbę, bo dolecieli na miejsce - wiecznego szczęścia i teraz są bardziej szczęśliwi niż gdyby wylądowali. Ale żeby tak mówić trzeba wierzyć w Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. On też był "prawy", a nawet więcej, był jedynym człowiekiem bez grzechu a zginął jeszcze  tragiczniej.

            "Czemu akurat Polacy?". Według rachunku prawdopodobieństwa, możliwość że stanie się to akurat Polakom wynosiła 1/192 (bo tyle jest państw na świecie). No i niestety wbiliśmy się w ten 0,5% przedział. Bóg traktuje nas (wszystkich ludzi) jako jeden naród. Swój naród. Bez względu na narodowość, wyznanie, poglądy - wszystkich traktuje tak samo. Wszystkich tak samo kocha. Polacy czasami myślą, że Bóg szczególnie upodobał nasz naród. Tak, tak jak i resztę z 192 narodów.

            Myślę, że nadzwyczajną tragedią nie jest tutaj śmierć (codziennie ludzie giną), nie jest śmierć człowieka prawego (codziennie tacy giną). Tragedią jest to, że wszyscy oni zginęli naraz. Tragedią jest cierpienie wszystkich bliskich, bo jest ich tak wielu. Rodziny, przyjaciele, znajomi.

            Możemy zauważyć, że wczoraj i dziś w mediach wypowiadało się wielu księży, bo proszą ich o to dziennikarze. Wielu ludzi się modli, nawet niewierzących. Ludzkim odruchem staje się szukanie nadziei, pocieszenia. Do takich ludzi, szukających nadziei i pocieszenia przyszedł Bóg. "Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy obciążeni i utrapieni jesteście, a Ja was pokrzepię".

            Zawsze gdy coś obumiera w tym miejscu rodzi się coś nowego. Dbajmy o to miejsce gdzie obumarło to miejsce w historii naszej ojczyzny, dbajmy aby w tym miejscu wyrosło coś nowego, lepszego. Módlmy się o to!

            Takie wydarzenie skłania nas do zadania sobie pytania: "Dlaczego?". Oprócz tego nieludzkim byłoby nie zadanie sobie pytania: "Kim jest człowiek? Skąd pochodzę? Dokąd zmierzam? Jaki jest sens mojego życia? - tak kruchego". Ja zadaje je sobie codziennie. Dla mnie odpowiedziami są: "Jestem tylko człowiekiem i aż człowiekiem. Stworzył mnie Bóg, jestem Jego dzieckiem, ma on dla mnie plan, który prowadzi do szczęścia wiecznego, a droga do niego jest wąska i trudna. To jest moim sensem życia - ciągłe podążanie tą drogą". A jakie są Twoje odpowiedzi ?? Szukaj.      

            Składam szczere kondolencje wszystkim, którzy cierpią i co jest moim chrześcijańskim obowiązkiem, przypominam, że Jezus Zmartwychwstał i dał nam nadzieję.

            Irytacja wielka

            Stefan został tak zirytowany że musi to napisać... Co go tak zdenerwowało ??
            Powstał tu dylemat typu prawda czy posłuszeństwo, z którym Stefan zmaga się w Kościele od lat.

            Prawda jest taka, że używanie instrumentów takich jak gitara akustyczna, basowa, czy nawet elektryczna, a najlepiej wszystkich naraz podczas liturgii (szczególnie gdy jest to Msza dla młodzieży) jest jak najbardziej budujące, bo można zagrać muzykę bliższą młodzieży a wcale nie dalszą Bogu. Tu nie chodzi żeby zrobić z Mszy jakąś dyskotekę lecz wręcz przeciwnie, aby ją upiększyć, bo nie tylko dźwięk organów jest piękny (organista musi umieć grać). Ładnie zgrane gitary, z bębnęm też mogą być piękne a na pewno młodzieży bliższe...

            A posłuszeństwo każe kapłanom tego zabronić, bo.....bo posłuszeństwo. Bez argumentów. A mówienie, że tak było zawsze i taka jest tradycja i inaczej być po prostu nie może, jest nielogiczne :) Biblijny Dawid grał na organach ??  Nie !! Na harfie i lirze.

            Może nie udało mi się dokładnie wyrazić o co mi chodzi, ale jest to co najmniej denerwujące, kiedy słyszy się nie bo nie !!!

            Zjawisko Śledzika

            Zjawisko Śledzika - jest to pewien rodzaj paradoksu, paranoji czy hipokryzji. Obserwowane u ludzi młodego pokolenia korzystających z portalu społecznościowego nasza-klasa.pl;
            Zjawisko polega na używaniu widgetu Śledzik jako narzędzia do wyrażeniu swojego sprzeciwu co do jego istnienia. Młodzież i dzieci chcą być na czasie w modzie i powiedzieć, że pomysł programistów naszej-klasy im się nie podoba. Chcą pokazać, iż są mądrzejsi niż naprawdę są. Dowodem tego jest umieszczanie na swoich profilach infantylnych treści mających na celu ich dowartościowanie. Taki wpis jest również efektem braku poczucia własnej wartości i próba dowartościowania się poprzez umieszczenie, jak im się wydaje, mądrego wpisu protestacyjnego.
            Zjawisko Śledzika sprawiło, że popularność Śledzika szybko wzrosła i i w ciągu 3 dni stał się tematem numer jeden tego portalu. Teraz z pewnością twórcy będą chcieli na tym zarobić. Nie pozostaje mi nic tylko pogratulować nk.pl za wspaniały pomysł na zarobienie pieniędzy !!! Uważam że sztab ludzi z naszej-klasy jest bardzo profesjonalny i zna się na marketingu nawet jeżeli jest on bardzo kontrowersyjny !!!

            //ten wpis Stefan chciał umieścić w Wikipedii, lecz został uznany za nieencyklopedyczny

            Muzyczne rozważania

            Wakacyjna przerwa w pisaniu zakończona, to nie znaczy że Stefan na wakacje zapada w sen. Dużo myślał.....ale dużo nie wymyślił. Lecz dziś postanowił coś napisać.

            Mój dzisiejszy wpis jest trochę taki filozoficzny. Te wakacje bardzo często otaczał mnie wszelaki śpiew, muzyka. Stefan sam gra na gitarze. Wzięło mnie na takie rozmyślania jak to z tą muzyką jest.

            I jak tak myślałem to coraz bardziej wydawało mi się to niesamowite. Czy zastanawialiście się kiedyś skąd się to wzięło, że niektóre dźwięki ze sobą nie brzmią a inne wręcz przeciwnie, tworzą niesamowitą harmonie? Jak to sie dzieje że nagle w chórze każda grupa głosów śpiewa inne nutki a brzmi to wspaniale i niesamowicie? Kto sprawił, że każdy instrument choć brzmi inaczej może wydawać te same dźwięki i współbrzmi z innymi.

            Przede wszystkim zadziwia jak człowiek to wszystko rozpoznaje i jest w stanie powiedzieć, że ktoś fałszuje a ktoś gra pięknie. Że jakieś słowa pasują do danej melodii, a inne już nie. Że panowie na weselu grają nierytmicznie.

            A przecież tyle rzeczy, których o muzyce nie wiemy. I teraz pytanie brzmi: czy ten cały niesamowity muzyczny świat mógł powstać sam ??  Wszyscy muzyce z niego korzystają tylko ale oni go nie tworzą... Więc kto.......??